top of page

Polowanie wigilijne to jedna z najstarszych tradycji polskiego łowiectwa. Na ten czas przypada astronomiczne przesilenie zimowe. Dni przestają się kurczyć, noce przestają wydłużać. Za chwilę, zgodnie z przysłowiem "Na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok", dni będą coraz dłuższe.

Bardzo stara tradycja  - polowanie wigilijne

       Nasi przodkowie w tym dniu rozpoczynali  sezon polowań na grubego zwierza. Było to uwarunkowane zamarznięciem rozlewisk i bagien, umożliwiającym dotarcie do niedostępnych wcześniej ostoi zwierzyny. Ważny był śnieg, tzw. biała stopa, umożliwiający tropienie zwierza. Nie bez znaczenia była duża ilość tłuszczu, dobra kondycja zwierzyny, doskonale przygotowanej do ciężkiej zimy a jeszcze tą zimą nie wycieńczonej. Te aspekty sprawiły, że w kalendarzu pojawił się obyczaj uroczystego polowania. Potwierdzeniem rodowodu polowania wigilijnego jest obecność Turonia w Bożonarodzeniowej szopce. Turoń to tur. Dawny puszczański zwierz. Najcenniejsza zdobycz przodków.

        W kulturze bardzo popularne jest powiedzenie „jaka Wigilia, taki cały rok”. W wielu domach przykłada się wielką wagę do tego, żeby w ten dzień się nie pokłócić, żeby panowała miła atmosfera. Wierzy się, że to przełoży się na nadchodzący rok kalendarzowy. Myśliwi mają podobne podejście, udając się na polowanie w Wigilię wierzą, że jeżeli chociaż małą część tego wyjątkowego dnia spędzą w lesie, obcując z przyrodąi swoimi kolegami, to cały kolejny rok będzie w to obfitował. Podobnie rzecz ma się w przypadku zwierzyny: łowcy wierzą, że jeżeli upolują coś, to na przyszłych łowach także odniosą sukces. Ważne aby nie mylić polowania w Wigilię z polowaniem w Boże Narodzenie, bo w tych dniach polować nie można, to przynosi pecha.

       Miłym obyczajem polowania wigilijnego są odwiedziny przy paśnikach bo zwierzynie także należy się prezent. Niejeden myśliwy, dyskretnie wykradnie z paśnika świeże siano, włoży je wieczorem w domu pod wigilijny obrus. Atmosfera polowania przepełniona klimatem świąt. Święto ma również zwierzyna. W dobrym tonie leży, by w większości uchodziła nie strzelana. Łowy nie trwają długo. Zwykle kilka symbolicznych pędzeń. Tuż po południu Łowcy i naganiacze zbierają się wokół ognia, dzielą się opłatkiem. Rzadziej, niż zazwyczaj, krąży z rąk do rąk piersiówka.

Wojskowe Koło Łowieckie Diana Sulechów, kultywując tradycje polskiego łowiectwa, swoje polowanie wigilijne zaplanowało na 23 dzień grudnia. Jeszcze przed świtem zaczęli zbierać się pierwsi myśliwi w Gawrze w Klępsku. Tam czekała już ciepła kawa, większości potrzebna do porannego rozruchu. Jak tylko słońce wstało, zgodnie z regulaminem, zarządzono zbiórkę myśliwych. Rozpoczęła się odprawa myśliwych przed polowaniem. Prowadzący polowanie to: kol. Robert Majdecki i kol. Andrzej Skibiński. Na wstępie, jak tradycja każe, prowadzący powitali gości, myśliwych, pomocników oraz łowisko. W tym momencie dołączono do odprawy dwa dodatkowe elementy.

Pierwszy to zapalenie znicza przy tablicy upamiętniającej nemrodów koła, którzy odeszli do krainy wiecznych łowów. Znicz zapalił jeden
z najmłodszych myśliwych kol. Barek Skibiński. Drugi to wręczenie listów gratulacyjnych dla kol. Lecha Bartosza i kol. Andrzeja Skibińskiego obchodzących okrągłe rocznice urodzin. Następnie ogłoszono informacje o gatunkach, liczbie i płci zwierzyny objętej planem polowania, podano liczbę miotów, przypomniano zasady bezpieczeństwa, omówiono sygnały myśliwskie stosowane podczas polowania oraz okazano psy biorące udział w polowaniu. Prowadzący poinformowali także miejscu apteczki oraz osobie udzielającej pierwszej pomocy. Rozpoczynając od gości, rozlosowano okolicznościowe karty stanowiskowe, które przygotował dla wszystkich kol. Jacek Kaiser.

Po haśle „Na łowy” myśliwi ruszyli w kierunku przyczepy do przewozu osób, popularnie zwanej „Ptyś” i wyruszono do kniei. Rozpoczęło się polowanie wigilijne Koła. Zaplanowano trzy mioty. W każdym z nich dopisała zwierzyna, ale jak tradycja wigilijna każe, większość uchodziła nie strzelana. Po dwóch miotach zaplanowano spotkanie przy paśniku. Tutaj dostarczono świeże, pachnące siano a myśliwi, przy brzmieniu kolęd, symbolicznie podzielili się opłatkiem ze zwierzyną. Następnie udano się w rejon ostatniego planowanego w tym dniu miotu, który także obfitował w zwierza. Widziano w nim jelenie, sarny, dziki oraz drapieżniki.

Po południu rozpoczął się tradycyjny pokot. Po ułożeniu zwierzyny na gałęziach świerkowych, ogłoszono zbiórkę myśliwych. Zgodnie z ceremoniałem na zbiórce stanęli myśliwi, naganka z psami oraz prowadzący polowanie. Królem polowania został kol. Tomasz Kruhlik, który pozyskał jelenia. Wicekrólem ogłoszono kol. Jacek Kaiser, pozyskał dzika. Za odwagę pogratulowano kol. Czesławowi Baszczynowi, który został królem pudlarzy. Następnie oddano należną cześć strzelonej zwierzynie. Po tym prowadzący podziękowali nagance, podkładaczom i kniei za udzieloną zwierzynę. W imieniu zaproszonych gości podziękowania dla Koła złożył sekretarz ORŁ, kol. Andrzej Skiba.

Polowanie zakończono tradycyjnym „Darz Bór”, ale z hasłem „na posiłek” trzeba było się jeszcze wstrzymać. Do prowadzących dołączyli Mikołaje. Teraz nadszedł czas na okolicznościowe prezenty mikołajkowe. Prezes Koła wręczył upominki zaproszonym gościom: ks. Olgierdowi Banasiowi,  kol. Ryszardowi Majowi oraz przedstawicielowi naganki. Następnie dziękując myśliwym, wręczając biuletyn „Z zielonogórskiej kniei”, a Mikołaje rozdali wszystkim uczestnikom Kalendarze myśliwskie Koła Diana na 2018 rok oraz okolicznościowe długopisy. Po tym podano  hasło „na posiłek”.

Wszyscy zebrali się w domku myśliwskim, gdzie przygotowano spotkanie opłatkowe. Na wstępie głos zabrał Prezes Koła życząc wszystkim wesołych świąt oraz wszystkiego co najlepsze w Nowy Roku, podziękował kucharzom za przygotowanie posiłku i oddał głos księdzu proboszczowi. Ks. Olgierd Banaś zaintonował kolędę, potem modlitwę i przyłączył się do życzeń. Następnie myśliwi podzielili się opłatkiem życząc sobie zdrowia, hartu ducha i aby św. Hubert darzył im w kniei. Po tym wszyscy zasiedli do suto zastawionych stołów aby spożyć wspólną kolację wigilijną. Wspominano przy tym o przygodach w kniei, opowiadano anegdoty myśliwskie. Wieczór upłynął w miłej i przyjaznej atmosferze.

Tekst: Robert Majdecki

Foto: Bartek Skibiński

bottom of page